Z notatnika Draxa I
O łatwości i popularności fotografii
Kiedy francuski fizyk Joseph Nicéphore Niépce przy pomocy camera obscura uzyskał w 1826 roku pierwszy pozytywowy obraz fotograficzny, chodziło mu zapewne głównie o odkrycie naukowe. Jego późniejszy współpracownik i kontynuator dzieła Louis Jacques Daguerre, patentując w 1839 roku wynalazek nazwany nieskromnie dagerotypią, musiał mieć już na myśli duży biznes.
Efekt był niemal natychmiastowy – ludzie zachwyceni nową możnością obrazowania rzeczywistości szybko rozpropagowali fotografię, dając solidnie zarobić jej twórcom. Do dobrego tonu należało, by przedstawiciele zamożnych rodzin uwieczniali się na zdjęciach. Jednocześnie ruszyły pełną parą prace nad doskonaleniem i ułatwieniem bardzo skomplikowanych wówczas technik fotograficznych. Z początkiem XX wieku, dzięki wynalazkom firmy George’a Eastmana – Kodak, działalność ta przestała być dostępna jedynie dla wybranych – targających na sesje skrzynie z wielkimi aparatami, kilogramy płytek ze szkła lub metalu oraz flakony pełne odczynników. „Ty naciskasz guzik, my robimy resztę” – tak reklamował się od 1888 roku Kodak, a z czasem zaczęto produkować aparaty, które można było zmieścić w kieszeni.
Celem firm było nieustanne potanianie i upraszczanie fotografii. Któż jeszcze pamięta, że średni format kliszy był niegdyś przeznaczony dla amatorów? Bo dopiero filmy małoobrazkowe, o szerokości 35 mm, trafiły pod strzechy. Z końcem II wojny światowej zarówno po jaśniejszej, jak i po ciemniejszej stronie „żelaznej kurtyny” zaczęto produkować setki modeli aparatów fotograficznych najróżniejszych klas i możliwości. Choć w PRL-u radziecki Zenit przekraczał ceną średnią miesięczną pensję, a na porządny sprzęt mogli sobie pozwolić jedynie profesjonaliści spod znaku Tadeusza Rolke czy Wojciecha Plewińskiego, nie tylko to powodowało, że nie każdy miał w domu aparat i nie każdy umiał się nim posługiwać. Przyczynę stanowiły również uwarunkowania techniczne tradycyjnej fotografii – mimo że prostszej z każdą dekadą. Samo włożenie kliszy do aparatu mogło być trudne dla niektórych, a co dopiero mówić o obsłudze koreksu, chemikaliów i powiększalnika. Opornym na technikę służyły przeto laboratoria fotograficzne, których obsługa przeliczana była na nierzadko słone kwoty, a i odbierała wiele z frajdy tworzenia.
Ostateczny etap procesu upowszechniania rozpoczął się dopiero z chwilą, gdy „cyfra” stała się dostępna dla wszystkich. Wcześniejsze wynalazki ułatwiające życie fotografom, takie jak autofocus, pomiar światła wbudowany w aparat i wszelkie inne automaty zastępujące myślenie i umiejętności, okazały się niewystarczające. Dopiero zapis zdjęcia na matrycy cyfrowej i natychmiastowy efekt w postaci jego miniatury na ekraniku aparatu czy telefonu komórkowego, a później samodzielna obróbka na najprostszym komputerze skutecznie „odczarowały” fotografię i dały dzisiejszy efekt w postaci tego, że zdjęcia robią naprawdę wszyscy.
Są tego plusy i minusy. Banalność współczesnej techniki zachęciła setki tysięcy ludzi, którzy odkryli przez to swoje autentyczne talenty. Jednocześnie pozbawienie fotografii aury tajemnicy najzwyczajniej odebrało jej sporo uroku. Wszystko, co przychodzi łatwo, obdarza się mniejszą estymą. Wiedzą o tym doskonale fotografowie próbujący zarobić swoją pracą na chleb. Bo „skoro to takie łatwe”, to po co płacić im po ludzku?
Okazuje się, że wcale nie jest takie łatwe. Wciśnięcie spustu migawki i ujrzenie swej fotki na ekranie komputera może cieszyć i napawać dumą, jednak po pewnym czasie okazuje się, że aby tworzyć naprawdę ciekawe obrazy, trzeba posiąść podobną wiedzę, co nasi poprzednicy sprzed ery fotografii cyfrowej. A nawet jeśli ktoś opanuje robienie zdjęć poprawnych technicznie, nie oznacza to wcale, że jest dobrym fotografem. Talent i serce do tej roboty nie potaniały na szczęście na tyle, by stały się powszechne. Prawdę powiedziawszy są równie, a może jeszcze bardziej cenne, niż było to przed stu laty. I Bogu dzięki. Bo na demokrację w sztuce nie ma miejsca, a jej wartość przejawia się w wyjątkowości. Nie chodzi też bynajmniej o wartość finansową posiadanego sprzętu. O czym uprzejmie doniesie Wam przy następnej okazji…
Drax
Komentarze