< Prywatna Fotokolekcja III: Wiktor Franko Prywatna Fotokolekcja IV: Izabela Urbaniak >

Jeśli rozbierać, to z głową

Uniesiona na fali ostatnich wydarzeń bezpośrednio związanych z aktem, postanowiłam skreślić kilka słów związanych z tą dziedziną sztuki. Po pierwsze z powodu rozgrywającego się obecnie konkursu złodziejewskiego pod hasłem „Złodzieje zmysłów”, a jak wiemy zmysły z ciałem mocno są związane; po drugie z powodu pojawiających się u nas w ostatnim czasie warsztatów aktu; po trzecie z powodu „zaszczytu, który mnie spotkał” ze strony Playboya, który to wybrał moje zdjęcie jako jedno z 12 do kalendarza wydanego z okazji dekady konkursu Fotoerotica, o czym nota bene nikt mnie z tej redakcji nie poinformował, a to wszystko razem wzięte, pozwala mi domyślać się, że ów miesięcznik ma problemy nie tylko budżetowe (wybrane zdjęcie nie pojawi się jednak w tym wpisie, ponieważ nie nie jest moim ulubieńcem). No i po ostatnie – już niedługo Walentynki – dzień zmysłowej miłości.

Golasy u Hieronima Bosha, moim zdaniem ojca surrealistów, który swoich naśladowców wyprzedził o prawie pół tysiąca lat
Golasy u Hieronima Boscha, moim zdaniem ojca surrealistów, który swoich naśladowców wyprzedził o prawie pół tysiąca lat, „Ogród rozkoszy ziemskich” lata 1480-1490
żeby nie było, że kłamię, proszę zbliżenie symbolicznych wygibasów Boscha
żeby nie było, że kłamię, proszę oto zbliżenia  wygibasów Boscha

Powróćmy jednak do początków. Jak się domyślamy ciało fascynowało od zawsze. Na najstarszych malowidłach człowiek był albo całkiem, albo niemalże nagi. Je jednak chciałabym skupić się na czasach nieco późniejszych, kiedy ciało stało się obiektem kultu. Dla Greków piękno, zwłaszcza piękno ciała, było arcyważne – to oczywiste. Ale być może nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, iż Tukidydes rozróżniając fazę oddzielenia Greków od barbarzyńców, wymienia datę, od której zasada nagości obowiązywała zawodników igrzysk olimpijskich. W prosty sposób dowodzi to temu, że z psychologicznego punktu widzenia (nie tylko z powodów estetycznych) całkowita nagość miała dla Greków ogromne znaczenie. Umiejętność poradzenia sobie z nią była dowodem na pokonanie zahamowań, jakich nie miały tylko najprymitywniejsze ludy. Nagość jest jakby zaprzeczeniem grzechu pierworodnego, a nie jak by się mogło wydawać przejawem pogaństwa. Brak wstydu własnego ciała nie jest równoznaczny z rozpustą, degrengoladą i barbarzyństwem. Wszak niepowiedziane, że przed zerwaniem  owocu z drzewa poznania i przed wygnaniem z raju byliśmy źli, niemoralni i nie byliśmy szczęśliwi. Wręcz przeciwnie…

Obraz mojej ulubionej współcześnie żyjącej malarki Joanny Chrobak - sensualne, przepełnione metaforyką, symboliką kolorów.
Obraz mojej ulubionej współcześnie żyjącej malarki Joanny Chrobak – sensualne, przepełnione metaforyką, symbolami i symboliką kolorów.

Swobodne obcowanie z nagością było wyrazem i dowodem na jedność duszy i ciała, postrzegania człowieka jako całości. U Greków (i ich naśladowców) natchnienie (muza), drzewo, rzeka, pragnienie, echo, bogowie…wszystko przybierało ludzką formę. Jak bardzo istnienia te zostały odarte w późniejszym czasie z wartości oraz siły ich oddziaływania widzimy, porównując malarstwo średniowieczne i wczesnego renesansu z wyobrażeniami Greków i spadkobierców Klasycyzmu – Gracje nerwowo zasłaniające się prześcieradłami nie mają już takiej siły rażenia i trudno im przekonać nas o swoim wdzięku i radości, którego miały być uosobieniem, ani o uszlachetniającym wpływie piękna, Dawid odziany w zbroję, nie budzi już w nas takiego, respektu i podziwu jak ten nagi, wykuty w carrarze przez Michała Anioła. Idąc dalej tym tropem, odpowiedzmy sobie na pytanie, czyż nie jesteśmy najbardziej prawdziwi wtedy kiedy jesteśmy nadzy? Wiadomo, jeśli jesteśmy „normalni” obnażamy się wtedy, kiedy czujemy się bezpiecznie; a kiedy czujemy się bezpiecznie opadają wszelkie maski – możemy być sobą. Chyba właśnie dlatego ta dziedzina sztuki jest moją ulubioną. Pokazuje namiętności ludzkie i udowadnia, że bez znaczenia jest czas, szerokość geograficzna, majętność – pragnienia ludzkie są takie same wszędzie, od wieków. Zmienia się kanon, moda, obyczaje. Człowiek jednak pozostaje taki sam.

Ewolucja podejścia i różne sposoby przedstawiania motywu, który wielokrotnie był popisem umiejętności malarzy - zmizerniałe, wystraszone Trzy gracje ze średniowiecznego manuskryptu, przez mój ukochany renesans, po barok.
Ewolucja podejścia i różne sposoby przedstawiania motywu, który wielokrotnie był popisem umiejętności malarzy – zmizerniałe, wystraszone Trzy gracje ze średniowiecznego manuskryptu, przez mój ukochany renesans, po barok. (kolejno: manuskrypt, Rafael, Łukasz Cranach, Rubens)
"Trzy Gracje" przedstawiciela ukochanych przeze mnie prerafaelitów
„Trzy Gracje” przedstawiciela ukochanych przeze mnie prerafaelitów
I na deser jeszcze jedno ujęcie mitologicznych Gracji mojej ulubionej Joanny Chrobak
I na deser jeszcze jedno ujęcie mitologicznych Gracji mojej ulubionej Joanny Chrobak, zwróćcie uwagę, ile znów tu symboli i znaczeń…

Powróćmy na chwilę do historii. Zdaje się, że jednym z pierwszych erotycznych przedstawień kobiety w naszej kulturze była prawa część „Dyptyku z Melun” Jeana Fouqueta. Jako Madonna pozowała Agnès Sorel, dama honorowa dworu księżnej andegaweńskiej Izabelli oraz metresa króla Karola VII i matka jego trzech córek. Fundatorem dzieła był Etienne Chevalier, sekretarz królewski, który również był jej kochankiem i wykonawcą jej testamentu, a ów obraz hołdem miłosnym dla niej.  Być może mało wnikliwego widza nie dziwi nic w tym obrazie – w końcu Madonna często była ukazywana z odsłoniętą piersią. W obrazie tym jest jednak coś niepokojąco zmysłowego. Postać ma nienaturalnie czerwone usta, nie patrzy na nas – ma chłodno spuszczony wzrok, który potęguje wizerunek świeckiej kobiety cudzołożnej, do tego przesadnie cienka talia i ta krągła jak jabłko nienaturalnie duża pierś – na dodatek lewa, a przecież malarze zwykli ukazywać Świętą Dziewicę z odsłoniętą prawą piersią, ponieważ zgodnie z ikonografią chrześcijańską lewa symbolizowała stronę diabelską. Również kolorystyka sugeruje nam rozdarcie modelki-postaci pomiędzy świat ziemski i niebiański, noc i dzień, pomiędzy sacrum i profanum. Reasumując dzieło ma bardziej wyraz erotyczny niż święty, Johan Huizinga uznał ten obraz za przykład profanacji i „dekadenckiej bezbożności”.

"Madonna z Melun" Jean Fouquet 1451 rok
„Madonna z Melun” Jean Fouquet 1451 rok

Powyższy obraz, który odkryto na nowo dopiero w XX wieku był jednym w pierwszych przejawów zainteresowania ludzkimi pragnieniami bez moralizatorstwa wieków średnich. Kiedy światu udało się uwolnić od duchoty średniowiecza, przyzwyczajeń do personifikacji i symboli, artyści z lubością wszystkiemu zaczęli nadawać ludzkie kształty (co oczywiście było związane z odrodzeniowym powrotem do zainteresowań człowiekiem) – na jednym końcu mamy „Sąd ostateczny” Michała Anioła na drugim przedmioty codziennego użytku – pomiędzy tymi dwoma punktami skali były rzeźby, obrazy, stiuki, każda wolna przestrzeń w architekturze – jednym słowem w XVI wieku cała sztuka przepełniona była aktami. Nie mylmy jednak pojęcia aktu z nagością, czy erotyzmem.

fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska

Nagość – to stan pozbawienia ubrania, natomiast akt nie ma tego zawstydzającego podtekstu. Akt od razu przywołuje poczucie harmonii i pewności. Akt to forma sztuki stworzona przez Greków w V wieku p. n. e. Warto zdać sobie sprawę, że nagie ciało jest głównym przedmiotem zainteresowania sztuki, a akt jej formą. W przeszłości nawet pruderyjni malarze chcąc udowodnić swoje umiejętności kusili się o stworzenie aktu (choćby „Wenus Rokeby” Velazqueza).

"Narodziny Wenus" pędzla malarza szkoły florenckiej Botticelliego to najpiękniejszy kobiecy akt od czasu antyku
„Narodziny Wenus” ok. 1483 rok, pędzla malarza szkoły florenckiej Botticelliego to najpiękniejszy kobiecy akt od czasu antyku

W XX wieku w szale transformacji i awangardy, właściwie jedynie akt był jedynym łącznikiem z klasycznymi dyscyplinami. Nawet Picasso stworzył serię klasycyzujących aktów. Wydawałoby się, że w fotografii wszystko jest jakby prostsze. Mamy wybranego modela, możemy do woli go ustawiać, modelować na nim światło, potem retuszować, jednak okazuje się, że takie podejście, dążenie do idealnego pokazania ciała w fotografii, to błędne koło. A może raczej odtwórczość. Mądry fotograf zorientuje się, że właściwą drogą będzie nie odtworzenie nagiego ciała, a artystyczne podejście, czyli odpowiedź – jak według niego powinno ono wyglądać. Konformistą w tym względzie, a jednak tym, który wyszedł z tego obronną ręką był Rejlander, który stworzył jeden z najwcześniejszych i najlepszych fotogramów. Zwróćmy jednak uwagę, że wykonał dzieło bardzo podobne do żyjącego mu współcześnie Courbeta.

Inspiracja czy przypadek - dwa dzieła żyjących w jednym czasie twórców - malarza-Courbeta oraz fotografa-Rejtlandera
Inspiracja czy przypadek? – dwa dzieła żyjących w jednym czasie twórców – malarza-Courbeta oraz fotografa-Rejlandera
Moje baaardzo stare zdjęcie zainspirowane "Smutkiem" Vincenta van Gogh
Moje zdjęcie zainspirowane „Smutkiem” Vincenta van Gogh
Zdjęcie Katarzyny Widmańskiej natychmiast przywodzi mi na myśl dzieło Klimta. Prace tej Polski, zwłaszcza sprzed kilku lat, są dla mnie przykładem bardzo sprawnego korzytstania z dziedzictwa malarzrzy i zachęcam Was do poznania jej twórczości.la mn
Zdjęcie Katarzyny Widmańskiej natychmiast przywodzi mi na myśl dzieło Klimta. Prace tej Polki, zwłaszcza sprzed kilku lat, są dla mnie przykładem bardzo sprawnego korzystania z dziedzictwa malarzy. Zachęcam Was do poznania jej twórczości.

Sama wyznaję zasadę, że by udoskonalić swój warsztat, bardzo ważne jest obserwowanie dzieł malarskich. Nie zapominajmy, że malarz zanim stanie przy sztaludze, raczej musi mieć wizję, wiedzieć, jakich materiałów, jakiej palety kolorów użyje, musi zaplanować światło. Nigdy nie malowałam, ale nie wydaje mi się, że przy tworzeniu dzieła malarskiego można liczyć tylko na natchnienie i na przypadek, co poniekąd może wystarczyć do stworzenia udanego zdjęcia. Niemniej nie radzę fotografom liczyć na takie szczęście, a raczej poprzez analizę malarstwa uczyć się szacunku do czasu, człowieka i materii. I nie zapominajmy, że akt jest najdoskonalszym przykładem przekształcania materii w formę.

To zdjęcie jest przykłądem ciekawego zjawiska, odwrotnego do wcześniej opisanego. Kiedyś koleżanka znalazła na allegro obraz będący wierną kopią mojego zdjęcia.  Oczywiście zwróciłam uwagę sprzedawcy, ale dowiedziałam się, że kupił ten obraz gdzieś za granicą i teraz go odsprzedaje. Hm, jakakolwiek prawda by nie była, faktem jest jak widać, że nawet malarzom brakuje wyobraźni... fo
To zdjęcie jest przykładem ciekawego zjawiska, odwrotnego do wcześniej opisanego. Otóż kiedyś koleżanka znalazła na allegro obraz będący wierną kopią mojego zdjęcia. Oczywiście zwróciłam uwagę sprzedawcy, ale dowiedziałam się, że kupił ten obraz gdzieś za granicą i teraz go odsprzedaje. Hm, jakakolwiek prawda by nie była, nasuwa mi się wniosek, że niestety czasem nawet malarzom brakuje wyobraźni ( o kwestiach moralnych nie wspomnę)… fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska

Mam dwa, może nawet 3 zdjęcia modelek ubranych, które śmiem twierdzić, że mają w sobie więcej erotyzmu niż dziesiątki rozebranych. Co zatem przesądza o zmysłowej zawartości zdjęcia? Otóż moim zdaniem moment. Moment, a także umiejętność zbudowania odpowiedniej relacji z modelką, umożliwienie jej bycia sobą, a nierzadko także umiejętność spowodowania w niej pożądanych przez nas emocji no i naciśnięcie spustu migawki w odpowiednim momencie. Na nic się zdadzą nasze liczne przygotowania, ustawianie światła, jeśli nie naciśniemy spustu migawki w decydującym momencie. Któż z nas nie doświadczył tego, że na chwilę odłożyliśmy od oka wizjer i wtedy modelka spojrzała na nas w taki sposób, ustawiła się tak cudnie, a potem pomimo prób i gestykulacji nie udało nam się, a raczej jej, tego momentu powtórzyć?

To jedno z ulubionych zdjęć spod mojej migawki właśnie przez TEN moment. Mam podobne ujęcie, które wcześniej starannie zaplanowałam w głosię (począwszy od tego lustra, przez majciochy-reformy, po laskę, której tu na zdjęciu nie ma), ale wybrał to właśnie przez emocję Modelki.
To jedno z moich ulubionych zdjęć spod mojej migawki właśnie przez TEN moment. Mam podobne ujęcie, które wcześniej starannie zaplanowałam w glowie (począwszy od tego lustra, przez majciochy-reformy, po laskę, której tu na zdjęciu nie ma), ale wybrałam  właśnie to przez emocję Modelki.

Arystokrata pokarany ułomnością za zbyt bliskie pokrewieństwo swoich rodziców Henri de Toulouse-Lautrec w poszukiwaniu wiarygodności zmysłów i zapewne z chęci traktowania go normalnie (wiadomo za pieniądze masz „wszystko” w łatwy sposób) był stałym bywalcem kabaretów i domów publicznych. Sztuka zawdzięcza temu postimpresjoniście nowe oblicze plakatu, a paryskie burdele swoje miejsce w sztuce. Śladami Lautreca (choć myślę, że niedosłownie, bo kiły jak on przy okazji się nie nabawiła) wiek później podążyła Australijka Vee Speers, przeszukując ten świat pokus, by móc zapewnić mu miejsce w sztuce na wieki. Vee podobnie jak Lautrec pokazała paryskie prostytutki. Inspując się latami 20, słynącymi  z seksualnej swobody i ekstrawagancji, ukazała duszną atmosferę burdelu, ociekającą erotyzmem, choć poprzez zastosowanie zamgleń, rozmyć i poruszeń pozostawiła miejsce na domysły o tęsknocie za prawdziwym uczuciem. Jak napisał Karl Lagerfeld we wstępie do albumu „Bordello” Vee tymi zdjęciami „Pokazuje piękno tam, gdzie może być ono przerażająco nieobecne”. I to moim zdaniem właśnie o to w sztuce chodzi  – by umieć widzieć więcej niż inni, umieć to pokazać, zarejestrować i tym samym otwierać innym oczy…

Oto owoce spacerów po paryskich burdelach - malarza i fotografa, te obserwacje dzieli wiek.
Oto owoce spacerów po paryskich burdelach – malarza i fotografa, te obserwacje dzieli wiek, Henri de Toulouse-Lautrec oraz Vee Speers
Piękno odnalezione w smutnym, zimnym świecie, Vee Speers
Piękno odnalezione w smutnym, zimnym świecie, fot. Vee Speers

Na pewno zauważyliście, że w sztuce pomimo realnego zainteresowania człowiekiem i fascynacji ciałem jego pokusy i pożądanie aż do XIX wieku ukazywano pod kamuflażem alegorii, baśni, mitów. Ukazywano lubieżne sceny, by pouczać; prawie każdą nagą kobietę nazywano Wenus. Dopiero w XIX wieku zaczęto uświadamiać sobie, że seks i zmysły  dotyczą ludzi a nie bożków i niekoniecznie ludzie za odczuwanie pokus zasługują na potępienie. Zdaje się, że jako pierwszy dokonał tego wspomniany już Courbet uznany za prekursora realizmu, nazwany „malarzem nikczemności” za to, że chciał pokazywać prawdziwe życie. Najciekawsze, że wcale nie interesowało go podniecanie publiki, kuszenie grą miłosną – on ukazywał pożądanie spełnione, ciała w stanie rozluźnienia. Jego najsłynniejszy obraz „Początek świata”  przez współczesnych został uznany za pornografię i o dziwo publicznie pokazany światu dopiero w 1988 roku! A co najśmieszniejsze dwa lata temu zablokowano konto użytkownikowi Facebooka za opublikowanie tego XIX wiecznego dzieła.

Courbet "Początek świata"
Courbet „Początek świata”

Oczywiście zgodzę się, że mógł ten obraz gorszyć, mimo iż jego tytuł przenosi nas w inny niż erotyczny wymiar. Przyznam, że mnie bardziej niż owo źródło życia szokuje pewne podejście „artystów”… Pamiętacie zapewne „Powiększenie” Antonioniego? – w jednej ze scen fotograf siada na modelce i pieszczotami doprowadza ją do ekstazy. Niestety od modelek słyszę często, że takie praktyki nadal są stosowane na sesjach, a prymitywne tekściki są wręcz nagminne.  Nie uciekając się do fikcji, możemy przytoczyć wielbionego obecnie przez wielu (przeze mnie niekoniecznie) Helmuta Newtona, który znany był z inscenizowania sekssytuacji na swoich sesjach. Zdaje mi się, że są inne środki ku osiągnięciu wiarygodności przedstawianych doznań…

"Madonna" 1894-1895 Edvarda Muncha to moim zdaniem jedna z doskonalszych prób miłości i fascynacji kobietą na płótno
„Madonna” 1894-1895 Edvarda Muncha to moim zdaniem jedna z doskonalszych prób przeniesienia miłości i fascynacji kobietą na płótno („Madonna” to wizerunek ukochanej Muncha, Dagny Juel Przybyszewski, notorycznie zdradzanej żony Przybyszewskiego, ostatecznie porzuconej przez „smutnego szatana” dla Jadwigi Kasprowicz (co z kolei spowodowało kryzys osobisty jednego z największych poetów polskich, stając się kluczowym wydarzeniem w jego życiu), Dagny właśnie w tym czasie zginęła z rąk zakochanego w niej mężczyzny, nie doczekawszy się swojego męża, gdy miała 34 lata) – to w wielkim skrócie materiał na obszerną powieść – a w obrazie zamkniętych milion uczuć – od ekstazy, przez ból, po cierpienie i miłość.
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska

Edward Munch do szaleństwa zakochany w Dagny Przybyszewski (nieszczęsnej żonie naszego „Smutnego Szatana”) namalował wiele wersji wizerunku ukochanej. Jej oblicze jest pełne pasji i namiętności. Ekstaza doprowadza ją niemalże do świętości, co sugeruje nam złocąca się nad jej głową aureola, na twarzy wyryta jest rozkoszna aż nieznośna pasja i grymas rozkoszy, a także dumy i wyższości. Tym dziełem malarz nie tylko uświęcił wizerunek Dagny, ale także zapewnił jej nieśmiertelność. Uwielbiam Madonnę za moc, prostotę i prawdę. Czuję przez skórę, że to, co widzę na płótnie było realne. Uczucie malarza do modelki było realne.

Moim zdaniem wartość dzieła sztuki (dla nas) oceniamy rytmem serca, tempem oddechu. To to, czy ono na nas działa stanowi o jego wartości. Faktycznie poszukiwanie idealnych proporcji nie jest bez znaczenia. Pamiętamy magiczno-matematyczne próby ustalenia kryteriów człowieka doskonałego. Czasami wydaje mi się, że wcale nie przestaliśmy czcić ciała. Mało tego – w czasach kultu piękna wg kanonów kolorowych pism, staliśmy się jego więźniami. Ale nie zapominajmy, że to nie ciało jest najważniejsze i że każde dzieło nie będzie miało prawdziwej wartości, jeśli zabraknie w nim duszy.

"Czlowiek Witruwianski" idealne proporcje według Leonarda da Vinci
„Człowiek Witruwiański” – studium proporcji Leonarda da Vinci

Grecy przywiązywali tak wielką wagę do doskonałości ciała, ponieważ jego piękno pozwalało im się poczuć jak bóstwa. Dziś właściwie funkcja jest podobna – nadal doświadczamy boskości, gdy czujemy się piękni. Czyż nie jest tak, że gdy czujemy się piękni jawimy się sobie niczym bogowie? No jest tak. Martwi mnie jednak fakt, że w dzisiejszym świecie coraz rzadziej czujemy się atrakcyjni kiedy jesteśmy kochani, a coraz częściej czujemy się piękni, gdy opływamy w dostatek. I tu zacytuję, niestety smutne hasło z mojej skądinąd (poza tym hasłem) ulubionej sieci sklepów TK Maxx: „Bądź piękna, zostań bogatą”…Pociesza jedynie fakt, że wieki temu ludzie bali się tego samego, podobne mieli rozterki i pragnienia (a świat mimo to trwa nadal). Dowodzi temu obraz Łukasza Cranacha „Fontanna młodości”, na którym staruchy po przekroczeniu basenu doznają przeobrażenia w młode niewiasty, które wprost z niej udają się do czerwonych namiotów na harce z czekającymi tam na nie młodzieńcami. „Fontanna” jest zatem ilustracją odwiecznego marzenia o zachowaniu urody i seksualnej sprawności pomimo upływu wieku, a to sugeruje, że ludzie ubodzy duchem istnieli zawsze, dla których powłoka zewnętrzna była gwarantem szczęśliwości.

"Fontanna młodości" 1546 rok Łukasz Cranach
„Fontanna młodości” 1546 rok Łukasz Cranach

Dziś doświadczamy wolności, właściwie tylko od nas zależy, co z nią zrobimy i w którą stronę podążymy. Nie musimy się obawiać, że ktoś rozkaże nam zniszczyć nasze twory, jak ongiś kazano uczniowi Michała Anioła Danielowi da Volterr, którego nazwano majtkarzem, zamalować strefy intymne na freskach kaplicy Sykstyńskiej. No chyba że weźmiemy pod uwagę Faceboga, który czasem nie rozróżnia anatomii, sztuki, erotyzmu i pornografii.

fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska

Popełniłam właśnie chyba najdłuższy wpis w historii naszej strony. Mam nadzieję, że wycieczka przez historię sztuki zilustrowana tworami, które zrobiły na mnie duże wrażenie, skłoni Was do refleksji, pozwoli dostrzec buntowników i przede wszystkim zrozumieć tych, którzy swoją odwagą, spostrzegawczością, niepokornością i wrażliwością, nierzadko niuansami, czasami rewolucją zmieniali oblicze sztuki. Starałam się odnaleźć powiązania siostrzanych sztuk – malarstwa i fotografii, no i pozwoliłam sobie wpleść w tę opowieść swoje zdjęcia – być może zrozumiecie patrząc na nie, dlaczego akurat tych malarzy postanowiłam Wam pokazać. Przy okazji ja sama, pisząc ten tekst, zrozumiałam, że jestem hipokrytką, bo mimo iż nieskromnie sądząc, na pewno odciskam piętno swojej osobowości i własnego postrzegania świata na fotografiach, które spod mojej ręki wychodzą, to do swoich spektakli wybieram kobiety (w mojej ocenie) niesłychanie piękne – a przecież pisałam o wnętrzu, o zmysłach, krytykowałam zajmowanie się tylko zewnętrzną powłoką, natomiast nie tylko piękne kobiety chcą być piękne! Zadanie portretowania ich zostawiam jednak lepszym i zdolniejszym niż ja… Wszak de gustibus non disputandum est i dla przykładu wielbicielom silikonu i plastików moje kobiety podobać się nie będą, a już na pewno nie Gracje Rubensa…

Trzymam kciuki za Wasze działania!

Złodziejka

fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
fot. Marcelina Oczkowska
Bartłomiej Berczyński vel Puszek:

może jeden z najdłuższych, ale z ostatnim zdaniem przychodzi żal, że to już koniec... ;-)

ech Ty! miło :)

Beata banach:

Marcyś z przyjemnością poczytałam, nawet troszkę się dokształciłam ;P. Prace piękne, zwłaszcza Twoje, wśród nich kilka moich ulubionych. Czuje , że budzę się po długiej przerwie po takiej inspiracji i dawce SZtuki Uściski!!!! CMOK!!!

A ja najbardziej jestem zainspirowana kwiatkami w d...ie u Boscha w "Ogrodzie rozkoszy ziemskich" :)
Beatko, wyobrażasz sobie mieć taką wyobraźnię w 1480 roku? :D

Marcin:

Kwiatki w d... u Boscha to element dla mniej najmniej zrozumialy. Lektura swietna i z mila checia poczytalbym wiecej. Powinnas czesciej dzielic sie swoja wiedza. Musze przyznac ze ogladajac twoje prace ponownie odkrywalem tym razem cos zupelnie innego. Czuje sie doksztalcony :)

Marcinie, no właśnie o to chodzi z tymi kwiatkami :D - mi najbardziej smakują potrawy, których sama nie potrafię przyrządzić. Dla mnie to fascynujące, że ktoś w XV wieku miał taką odwagę i taką wyobraźnię - wyprzedził świat o pół tysiąca lat! Dzięki za miłe słowa, pochlebiasz mi. Postaram się czasem coś pisnąć...

Marcin:

Bede czekal na kolejne publikacje. Odnosnie Twoich prac - jestem po prostu szczery :)

Adam:

Piękno wewnętrzne widać i słychać na Twoich zdjęciach i to jest wspaniałe dopełnienie do przedstawionego artykułu, mz bardzo potrzebnego i ważnego. Dziękuję :)

Dziękuję pięknie! Kłaniam się.

Warsztaty w Złodziejewie
Zalesie ul. Szubińska1, 89-200

BĄDŹ NA BIEŻĄCO, NEWSLETTER