Arcadius Mauritz
Nowe czasy przyniosły nie tylko konsumpcjonizm w sferze życia, ale też zataczając szeroki łuk sięgnęły po wszelkie przejawy bycia człowiekiem. Bo przecież na przetwarzaniu się nie kończy. Stanowienie o sobie samym to przede wszystkim świadomość, że ma się wpływ na otoczenie, podprogowe pragnienie manipulacji ludzkim anturażem by ten zaś realizował potulnie nasze mniejsze i większe potrzeby, otwierał kolejne drzwi, zasłuchiwał się w tym co mamy do powiedzenia…
Przestrzeń twórcza zdając się być pojęciem abstrakcyjnym i niejako zbędnym dla wielu z nas, wypływa z konglomeratu umysłu i serca, dając powód by istnieć nie tylko fizycznie. Metafizyka ociera się o magię, czarodziejstwo i pomieszanie zmysłów, za co w dawnych czasach przysługiwał jedynie stos. Dziś jednak zamyka się powyższą odmienność, która w zasadzie nie jest niczym innym jak wyższą wrażliwością, w pojęcie oryginalności lub ekstrawagancji. W pewnym sensie jest to ujma. Jednakże spłycanie tej rzadkiej umiejętności budowania emocjonalnej interakcji z każdym ciałem i duchem tego świata, dostrzegania symetrii tam gdzie zaczyna się chaos, układanie porządku od nowa podług energetycznych impulsów olśnienia, przewrotnie pozwala na wolność; ciche przyzwolenie dla własnych demonów. Tam gdzie człowiek tworzy nową jakość; tam gdzie szuka ujścia dla swoich emocji, zaczyna się magia, przygoda i miłość. A uczucia te jak nic innego żyją w szeptanym zaklęciu, że nie ma nic piękniejszego od bycia człowiekiem.
Fotografia stała się dla mnie przywilejem do bycia Innym. Fotografia wyzwoliła we mnie zdolności, którym było brak kierunku i ścieżki. Opatuliła mnie wełnianym swetrem zaufania do jednostki, swobody otwierania umysłu jak okna w wilgotny, wiosenny dzień. Przestrzenią i powietrzem stało się patrzenie, ale nie po to, by porywać, przywłaszczać, trawić i wypluwać. Stało się rytuałem przyjmowania tego co estetyczne i „czyjeś” na własny użytek, drogą pięknego wyjątku, prezentu, królewskiej pożyczki; budowania piękna w ramach własnego przekrzywionego świata, z transparentnych cegieł tożsamości i cech otaczających mnie ludzi.
Wiarę we własne siły twórcze buduję na założeniu, że obraz jest lustrem miłości do człowieka i jego piękna, jedyną prawdą zaś elektryka relacji dwojga ludzi budujących proces powstania. Nigdy na odwrót. By sięgnąć po ten spokój, trzeba nieco przewrotnie, być jak mały bóg. Spojrzeć na ludzi wokół nieco z góry, ale z ciepłem w dłoniach, wskazówką, uśmiechem, szacunkiem i otwartością. Jedyne strapienie jakie bóg mógłby mieć to nieśmiałe podejrzenie, że to co stworzył jest tak niezmierzone i przepastne, że dawno już wymknęło się spod jego oka. Ale przecież miłość to odwaga, by żyć i pozwalać żyć. A każdy przejaw kreowania we mnie, Tobie, was… to nic innego jak dowód na to, że żyć musimy i chcemy.
A chcieć to móc.
Mauritz
Komentarze