Marcelina Oczkowska
Ze mną było tak: najpierw były słowa (w końcu jestem historykiem literatury), masa książek, masa słów… Kiedy one przestały wystarczać, oczy zaczęły się psuć ;), myśli się rozbiegać coraz częściej zwracałam uwagę na obrazy, na wszystko, co mnie otacza. W końcu zauważyłam, że malarstwo bardziej mnie fascynuje niż literatura. Miałam szczęście trafić na wykłady cudownej pani profesor Zofii Mocarskiej-Tyc, zająć się przy tej okazji korespondencją siostrzanych sztuk – malarstwa i literatury. No i stało się tak, że coraz mniej pisałam, a coraz częściej myślałam obrazami.
Jako że Bozia nie obdarowała mnie zdolnościami manualnymi, nie było sensu brać w ręce pędzla – wiedziałam, że ręce nie uczynią tego, co pomyśli głowa. Nie miałam wyjścia – moim przeznaczeniem (tak, wiem, to zbyt górnolotne określenie) okazał się aparat. Przyznaję, że zaczęłam robić zdjęcia, nie mając żadnego przygotowania, nie znając w ogóle historii fotografii – ba, ja nawet nie wiedziałam, kto to Saudek, Newton, czy ktokolwiek inny znany i modny w tych czasach wśród miłośników fotografii. Zatem robiłam zdjęcia ad hoc, idiotkamerą, z potrzeby chwili, by wyrazić siebie, mając w głowie tylko tę bazę, którą zgromadziłam, chłonąc dzieła malarzy.
Dość szybko dookreśliłam swoją drogę, uznając, że bez wizji nie potrafię tworzyć i próbując się zaszufladkować uznaję, że uprawiam fotografię kreacyjną. Jako że fotografia cyfrowa, pomimo rekwizytów, tiuli, odpowiedniej gry światła nie dawała mi zadowalających efektów musiałam przeprosić komputer, z którym z wzajemnością nigdy za sobą nie przepadaliśmy i zaprzyjaźnić się z zainstalowanym w nim Photoshopem. Nieocenione są pierwsze wskazówki, które dostałam od Madzi (pozdrawiam ją w tym miejscu ;)). Potem starłam się radzić sobie sama. Mówię to w tym miejscu z pełną świadomością i naciskiem – fotografia cyfrowa, o ile ma być fotografią artystyczną, bez obróbki, postprodukcji nie istnieje! Fotografia surowa jest mechanicznym zrzutem z aparatu. Oczywiście, musimy starać się wykonać zdjęcie jak najlepiej, broń Boże nie namawiam do zafałszowywania rzeczywistości, sugeruję jedynie, że wg mnie dopiero w procesie postprodukcji dookreślamy swój twór. Osobista ingerencja w zdjęcie staje się kropką nad naszym własnym „i”. Kłania się tu znajomość nurtu piktorializmu zrodzonego przed 1890 rokiem w Anglii.
„Wind fire” nie jest moim ulubionym obrazem (celowo używam słowa „obraz”) Steichena, ale pokazuje on myślę dobitnie zmianę podejścia: od obrazowania z migawkowej fotograficznej rejestracji na syntetyczną wizję artystyczną. Efekty były takie, że fotografie piktorialne zbliżały się często charakterem do malarstwa, rysunku czy grafiki. Wiązało się to ze stosowaniem technik szlachetnych – gumy, oleju, kolodionu, bromoleju, przetłoku. Polecam Wam serdecznie stronę Cezarego Mikosa, na której dowiecie się na ten temat znacznie więcej: http://pictorialism.eu/index.php?option=com_content&view=article&id=2&Itemid=32
Obecnie fotografia alternatywna przeżywa renesans – i całe szczęście, chociaż coś dobrego dzieje się na pograniczu kultury masowej. Wychodząc naprzeciw zapytaniom, zainteresowaniom i zapotrzebowaniu, a także spełniając swoje marzenie postanowiłam zorganizować dla koneserów fotografii warsztaty poświęcone fotografii tradycyjnej, technikom szlachetnym.
Aktualnych propozycji szukajcie w zakładce Warsztaty.
Dla tych, którzy nie mają tyle zapału i czasu, by bawić się w wywoływanie duchów chemikaliami, a chcą nadać swoim zdjęciom własny styl, podkreślić swoją twórczość swoistą obróbką, mamy propozycję kursu postprodukcji – Photoshop i Lightroom. Modern piktorialnizmu wbrew temu, co pisze się na forach fotograficznych, nie uważam za kłamstwo fotograficzne, a za dopracowanie i dopełnienie swojego dzieła. Tak jak wspomniałam wcześniej: mając do dyspozycji średniej klasy lustrzankę cyfrową, najczęściej nie jesteśmy w stanie uzyskać z góry zamierzonego efektu. Możemy ratować się nakładkami na obiektyw, fotografować przez szkiełka, pryzmaty etc., ale to najczęściej też za mało. Na ratunek przychodzą wtedy właśnie programy graficzne.
Karol Kalinowski, który poprowadzi zajęcia z postprodukcji to grafik z zamiłowania, wykształcenia i doświadczenia. Pokaże Wam wiele różnych tricków przydatnych zarówno w tworzeniu zdjęć artystycznych, jak i reklamowych, ślubnych, etc. Poruszy całą masę zagadnień związanych z Waszą pasją i pracą. Więcej informacji znajdziecie w zakładce Warsztaty. Możecie również podejrzeć owoce pracy uczestników poprzednich edycji przed i po postprocesie np. tutaj.
Wybór techniki zależy od Was! Zapraszamy!
Komentarze