Witajcie moi mili Państwo!, po wielu, wielu miesiącach udało mi się doprowadzić do skutku kolejny odcinek o inspiracjach najbardziej inspirujących fotografów w Polsce, związanych ze Złodziejewiem.
Tym razem do fotozwierzeń nakłoniłam samą Magdalenę Berny. Z radością zapraszam.
Czym jest dla mnie inspiracja? To coś co mogę porównać do bodźca, przyczyny, początku, iskierki, strzępka, wspomnienia czegoś co zobaczyłam, usłyszałam, przeżyłam, doświadczyłam wcześniej. Czegoś co mnie zachwyciło, zastanowiło, wzruszyło, zmusiło do działania – co zostawiło ślad w mojej pamięci.
Nie bez przyczyny więc zawsze powtarzam, że inspiruje mnie wszystko. Najogólniej i najprościej mówiąc życie i wszystkie aspekty jego przeżywania.
Inspirowanie się nie oznacza dla mnie jednak wiernego (mniej lub bardziej) odtwarzania i powielania tego co zobaczyłam, co ktoś sfotografował, sfilmował czy namalował. Jest to raczej proces zapoczątkowany przez coś co mnie zainspirowało.
W fotografii zawsze ceniłam prostotę, brak przeładowania środków wyrazu.
Choć sama fotografuję jak dotąd wyłącznie aparatem cyfrowym to jednak największą przyjemność daje mi oglądanie fotografii wykonanych analogowo i technikami szlachetnymi.
Niech kolekcję prac mnie inspirujących otworzą zatem fotografie autorstwa Julii Margaret Cameron i Lewisa Carrolla.
Margaret Cameron zaczęła swą przygodę z fotografią dość późno bo w wieku bodajże 40 lat, aparat fotograficzny był prezentem jaki otrzymała od córki i jej męża. Fotografie Cameron to proste portrety. Głównymi ich walorami są światłocień i gra nieostrości. Cameron rezygnowała z rekwizytów, wielką inspiracją dla jej twórczości były dzieła prerafaelickich malarzy.
Lewis Carroll inspiruje mnie przede wszystkim swoją literaturą. Idąc tropem „Alicji w Krainie Czarów” trafiłam na serię portretów Alice Liddell (bedącej pierwowzorem postaci Alicji) i jej młodszej siostry Loriny.
Sama jestem fotografującą matką, dlatego wśród moich inspiracji nie może zabraknąć Sally Mann (Immediat Familly) i Margaret de Lange (Daughters). Fotografie obu pań nie wolne od kontrowersji w większości zachwycają mnie prostotą i sporą dawką wrażliwości.
Kolejną fotografującą mamą, której prace cenię i od dawna podziwiam jest francuska fotografka Jacqueline Roberts. Uwielbiam jej serie „Kindered Spirits” i „Triptychs”. Fotografie Jacqueline tchną spokojem a technika mokrego kolodionu, którą bardzo często stosuje podkreśla jeszcze tajemniczy i dość intymny charakter jej portretów.
Prostota, minimum środków i maksimum wyrazu to cechy charakterystyczne fotografii Debory Parkin, Brytyjki której prace również chciałabym w tym miejscu wszystkim polecić. Sporą część jej fotograficznego dorobku stanowią portrety jej własnych dzieci.
Wiele z moich zdjęć ma charakter ilustracyjny. W tym momencie przychodzi mi na myśl twórczość Rosjanina Olega Oprisco. Jego fotografie podziwiam za genialną prostotę, pomysłowość oraz ogrom pracy jaki wkłada we własnoręczne przygotowanie stylizacji i rekwizytów do swoich zdjęć.
Nie będę się rozpisywać jak ważne w mojej fotografii i dla mnie w ogóle są światło i kolor. Myślę, że nie będzie cienia przesady w tym co napiszę ale jakieś 10 lat temu właśnie ze względu na fantastycznie zestawione kolory i po mistrzowsku wykorzystane światło zwyczajnie i po prostu zachwyciłam się fotografiami Leszka Kowalskiego. Oprócz wspomnianych światła i koloru o sile oddziaływania jego zdjęć na widza stanowi wg mnie również prostota.
Nie sposób wymienić wszystkich autorów i pokazać wszystkich fotografii, które mnie zachwyciły, ograniczyłam się więc do tych kilku. Jako podsumowanie napiszę, że unikalny styl każdego fotografa jest wg mnie kompilacją wielu składników: doświadczeń, miejsc w których żyjemy, spotkanych w naszym życiu osób, mniejszych i większych zachwytów przepuszczonych przez indywidualny i niepowtarzalny filtr naszej własnej wrażliwości.
Komentarze