Wielkie kłamstwo, czy pole do popisu dla wyobraźni? Czym tak naprawdę są manipulacje fotografiami?
Może zanim odpowiemy sobie na te pytania cofnijmy się w czasie o ponad 100 lat…
Nowa rzeczywistość, którą przyniósł XIX wiek i szybki rozwój przemysłu, kryzys światowy, a także odkrycie fotografii spowodowało ogromne zmiany w sztuce. Odkrycie „kłopotliwej muzy” sprawiło, że malarz Paul Delaroche, odwiedziwszy wynalazcę degerotypu (rok 1839) Louisa Jacquesa Mande Daguerre’a zakrzyknął: „Malarstwo umarło!” *. Proroctwo to okazało się wprawdzie przedwczesne, ale faktycznie od chwili odkrycia możliwości rejestrowania rzeczywistości za pomocą techniki, malarstwo realistyczne przestało mieć większy sens. Stąd m.in kierunki w sztuce interpretujące rzeczywistość (już nie naśladujące) takie jak impresjonizm, ekspresjonizm, fowizm.
Prawda i jej odwzorowanie
Edward Burne-Jones, przedstawiciel mojego ukochanego kierunku w sztuce, prerafaelizmu, pytał: „Realizm? Wierne odtwarzanie? A cóż to ma wspólnego ze sztuką?”, z kolei Edgar Allan Poe o dagerotypie powiedział, że to „sama prawda w szczycie swej doskonałości”, wtórując tym samym Daguerre’owi, który uważał, że: „Dagerotypia nie jest kolejnym instrumentem, który pozwala odwzorować Naturę; przeciwnie, jest to chemiczny i fizyczny proces, który pozwala jej zreprodukować samą siebie”. Od czasów wynalezienia fotografii kiedy to estetyk Charles Blanc wyrokował: „fotografia wszystko kopiuje i niczego nie wyjaśnia, jest ślepa na domenę duszy” wiele się zmieniło, droga fotografii wcale nie była taka prosta, jak może nam się wydawać. Do dziś toczą się czasem spory o uznanie jej za sztukę, a fotografów za artystów.
Ludzie oswajani z fotografią początkowo zachłyśnięci nowym osiągnięciem techniki rejestrującym rzeczywistość, jeszcze w pierwszych latach jej istnienia zaczęli odczuwać pewien brak – jakaż prawda bowiem może być w dziele malowanym jedynie światłem – gdzie kolor? Fotografowie oraz malarze z tęsknoty za kolorem i pełnym wyrazem dzieła podejmowali się coraz częściej prób kolorowania dagerotypów, dając nierzadko wyraz swojej wyobraźni i talentowi malarskiemu, tworząc niejednokrotnie namalowane na powierzchni zdjęcia obrazy. Używano do tego sproszkowanych farb laserunkowych nakładanych na dagerotyp pędzelkiem. Zainicjował to w latach 50 XIX wieku szwajcarski malarz Johann Baptist Isenring. To oczywiście także była forma manipulacji, mimo że fotografia nadal miała raczej odtwórczy charakter i odgrywała służebną rolę. Czasy artystów – fotografików dopiero miały nadejść.
Poza powyższymi działaniami najstarszym znanym przykładem manipulacji – najstarszym znanym fotomontażem – jest zdjęcie maltańskich mnichów wykonane w 1846 roku przez Calverta Jonesa. Zdjęcie przedstawia czterech kapucynów na murach klasztoru w słoneczny dzień. Dopiero negatyw ujawnił istnienie piątego mnicha, znajdującego się w tle, bez którego kompozycja jest znacznie lepsza, a kontrast czarnych konturów mnichów na tle jasnego nieba wyraźniejszy.
Używane w początkach fotografii emulsje wykazywały zbyt dużą wrażliwość na kolor niebieski, w związku z tym prezentowane niebo wyglądało bardzo nieciekawie – nie widać było ani jednej chmurki, a przecież celem fotografii miało być pokazanie tego, co widzi oko. Fotografowie zaczęli więc stosować metodę podwójnej ekspozycji – jedna na niebo, druga na ziemię, a potem te dwa zdjęcia z sobą łączyli. Pierwszym krokiem do ugruntowania tej metody było zdjęcia Hippolyte’a Bayarda z 1851 roku, przez niektórych, uznawane za pierwszy w historii fotomontaż, w którym dodał chmury z innego negatywu (Bayard toczył zresztą spór ze światem uważał się on bowiem za wynalazcę fotografii, co zresztą wydaje się bardzo prawdopodobne m.in. tu).
Rozumiemy zatem, że początkowe manipulacje miały na celu pokonać ograniczenia techniczne i „ułomności” fotografii, by ukazać rzeczywistość zastaną. Kolorowanie, poprawianie kompozycji, tworzenie świata na fotografii takim, jakim go widzimy, czy jakim powinniśmy go widzieć. Pomimo że bez wątpienia podejmowanie owych eksperymentów wymagało wyczucia, smaku, umiejętności i nieco wyobraźni to jednak takie podejście z pewnością nie sprzyjało dążeniom Fotografii do uznania jej Sztuką.
Dziesiąta Muza
Mimo iż już w czasie kalotypii kilku fotografów zasługiwało na miano artystów – chociażby Julia Margaret Cameron, David Octavius Hill, Robert Adamson, Gustav Le Gray, Thomas Keith, jednak to dwaj malarze zajmujący się fotografią jako pierwsi świadomie starali się wznieść fotografię na wyżyny sztuki, naśladując malarstwo. To oni pierwsi już w 1855 roku wykonywali fotomontaże z prawdziwego zdarzenia. Najbardziej spektakularnym przykładem jest praca Rejlandera z 1857 roku „Dwie drogi życia” złożona z aż trzydziestu negatywów!
Dzieło Rejlandera jest wyrazem dążenia fotografów do traktowania ich na równi z artystami uprawiającymi inne sztuki wizualne. „Dwie drogi życia” powstały jako fotomontaż w procesie kopiowania – 28 modeli pozowało w grupach lub indywidualnie, a powstałe negatywy były kopiowane po odpowiednim wymaskowaniu, by stworzyć epicką kompozycję. I tak powstała alegoria hazardu, lenistwa, i rozpusty z lewej strony oraz pobożności, działalności dobroczynnej i pracy fizycznej po prawej stronie. Niewątpliwie Rejlander jako jeden z kopistów fresków Rafaela inspirował się jego „Szkołą ateńską”, co niewątpliwie wówczas podnosiło wartość dzieła i zdobyło poklask wiktorian.
Jak wszystko w sztuce, tak i teatralny styl oraz dydaktyczne przesłanie Rejlandera wyszło z mody. Jednak na stałe uświadomił on, jak ważna jest wyobraźnia w fotografii, dowiódł ważność artystycznych pryncypiów w powstawaniu zdjęć oraz przede wszystkim „wywalczył” prawo do zmieniania rzeczywistości.
Robinson, młodszy kolega Rejlandera, pojął, że mimetyzm fotografii, jej weryzm, bardziej spełni się w ukazywaniu scen ze współczesnego życia niż moralizowania. Jego najbardziej znany fotomontaż ciemniowy z 1958 roku „Fading away” stworzony jest z pięciu negatywów i ukazuje śmiertelnie chorą dziewczynę na łożu śmierci – motyw bardzo ważny dla ówczesnego społeczeństwa, kiedy gruźlica i inne choroby zabierały setki istnień.
Robinson przeszedł do historii jako promotor artystycznej działalności aparatem, polemizując z niechęcią do fotografii, która nagle stała się czymś sztucznym. Wprowadził też do słownika słowo „piktorialna” dla określenia działalności artystycznej fotografów. Fotografia szukała wciąż swojego miejsca na Parnasie. To wdawała się w polemikę z malarstwem (w końcu XIX wieku fotografia mocno nawiązywała do impresjonizmu), to chciała się od niego odciąć. Prace piktorialistów cechowała malarska ingerencja w odbitkę – metody pigmentowe pozwalały na wpływ fotografa na zdjęcie, ponieważ pozwalały na obróbkę ręczną zarówno negatywów jak i odbitek (na czele z gumą dwuchromianową, węglową i węglobromową, dzięki której można było naznaczać zdjęcia swoją osobowością, nadając im pożądane przez siebie kolory), idealnie wpisywały się więc w idee piktorialistów (ich założenie było zresztą podobne do naszego, kiedy zasiadamy do tabletu i komputera, nie chcąc zdjęć pozostawiać takich, jak zarejestrował je nasz aparat). Założenie w 1884 roku w Paryżu przez fotografów i miłośników fotografii stowarzyszenia pod nazwą „Le Photo Club de Paris” było przełomem w sporze o uznanie fotografii za sztukę, dodatkowo przyczyniła się do tego grupa „The Linked Ring” wydająca pismo „Camera Work”. Wszyscy którzy podejmowali się manipulacji fotograficznych, dając wyraz swojej wyobraźni, udowadniali, że fotografia jest jedną ze sztuk, dziesiątą muzą, którą niesłusznie stał się film…
Rozrywka
Na przełomie wieków XIX i XX niezwykle popularna była manipulacja w celach rozrywkowych. Setki razy powielanym motywem były obcięte ludzkie członki :). Zapewne związane to było z popularnymi w tym czasie występami magików, których kulminacyjnym momentem było np. ścięcie głowy.
Licznie powstawały także kartki okolicznościowe, prace o mniejszym walorze artystycznym niż prace piktorialistów, Rejlandera i Robinsona, zdradzające jednak umiejętności tworzenia foto kolaży.
Odnajdujemy także przykłady manipulacji zdjęć „pamiątkowych”, rodzinnych ku uciesze fotografowanych.
Lub po prostu zabawy techniką – portrety i autoportrety przedstawiające dwie postaci, dwie osobowości, dwie sytuacje – czasem z podtekstem, czasem jako tylko sztuka dla sztuki.
Z poniższym zdjęciem mam problem, umieszczę je jednak w kategorii „manipulacje ku rozrywce”. Fotografia zatytułowana „Skok w pustkę” wygląda tragicznie – samobójca rzuca się z dachu na bruk. Człowiek faktycznie skakał z dachu, ale był nim artysta realizujący swoją wizję, a na dole stała jego żona, przyjaciele i…materac.
(Dez)informacja
Fotografia dostarczała niemalże nieograniczone możliwości pokazywania wydarzeń. W początkach istnienia fotografii prasowej nie istniały żadne zasady – od fotografów oczekiwano, by dostarczali zdjęcia, w których nie brali udziału lub które w ogóle nie miały miejsca. Przykładem na tego typu manipulację jest zdjęcie pokazujące parkowanie sterowca na Empire State Building. Charakterystyczna antena tego budynku faktycznie została zaprojektowana z myślą o dokowaniu do niej zeppelinów. Jednak niestety okazało się, ze przyjmowanie tych potężnych statków powietrznych stanowi wiele zagrożeń i powietrzna przystań na 103 piętrze nigdy nie przyjęła rejsowych pasażerów, mimo to fotografia powstała (przypominam że w 1930 roku, a zatem na kilka miesięcy przed oddaniem budynku) i została opublikowana przez wiele gazet.
Wszyscy pamiętamy zapewne aferę, którą spowodowała manipulacja grafików z National Geographic w lutym 1982, którzy potrzebując na okładkę pionowego zdjęcia przybliżyli do siebie egipskie piramidy. Dziś jesteśmy bardziej podejrzliwi, ale także organizacje medialne oraz poważne tytuły prasowe wprowadzają rygorystyczne zakazy, a ci którym udowodni się fałszerstwa są publicznie potępiani, a także często tracą pracę. Dzięki temu w wolnych krajach zdjęcia prasowe, pomimo dostępu do narzędzi z łatwością zmieniających prawdę na fałsz, są bardziej wiarygodne aniżeli przed kilkudziesięciu laty, kiedy to wprowadzanie zmian było znacznie trudniejsze.
Polityka i propaganda
Jednym z pierwszych przykładów zdjęcia propagandowego jest fotografia Francuza Ernesta Eugene’a Apperta. Wykonał on zdjęcia rewolucyjnego zrywu Komuny Paryskiej, już po tym wydarzeniu – zdjęcia które wykonał statystom miały uzmysłowić mieszkańcom Francji brutalność rewolucjonistów.
Poniższa majestatyczna scena przedstawiająca genrała Ulyssesa Granta, późniejszego prezydenta) została złożona z trzech zdjęć: 1. koń i ciało Aleksandra McCooka, 2. portret Granta (zabrano z niego tylko głowę), 3. fotografia jeńców wojennych schwytanych po jednej z bitew
Potem, w czasach totalitaryzmów, było już „z górki”. Nagminne było znikanie towarzyszy stojących na zdjęciach niegdyś obok Stalina czy Hitlera – ci którzy popadli w niełaskę zostali usuwani w sposób przenośny i dosłowny (często także ze świata żywych).
Towarzysze nie tylko ginęli z fotografii, czasem także w magiczny sposób pojawiali się obok siebie.
(więcej ciekawostek znajdziecie tu oraz tu)
Mało kto wie, że jedno z najbardziej znanych zdjęć polityków w historii także jest sprawką montażystów. Fotografia Abrahama Lincolna to jego głowa przyczepiona do ciała innego polityka Johna Calhouna.
Oczywiście elementem propagandowym jest także pokazywanie zafałszowanego wizerunku polityków. Pokazałam Wam wcześniej m.in. triumfującego generała Granta, ale do dziś częstymi zabiegami jest retuszowanie, odmładzanie polityków, pokazywanie ich większymi, a zatem silniejszymi niż są w rzeczywistości. Idealnym przykładem są to fotografie „wiecznego prezydenta” Kim Ir Sena, który nigdy się nie starzał, miał bialutkie ząbki i w ogóle wyglądał cacy. Tym przykładem płynnie przechodzimy do kolejnej kategorii manipulacji fotograficznych – retuszu.
Lustereczko, powiedz przecie…
Złośliwie mówi się w tych czasach, że Photoshop jest najlepszym przyjacielem kobiet. I faktycznie na okładkach czasopism widzimy kobiety, które przez dekady wyglądają tak samo, aktorki, które wiemy, że mają problemy z figurą wyglądają jak supermodelki. Kult piękna obecny był niemalże od zawsze i w każdej kulturze. Cyfryzacja jedynie ten proces ułatwiła, a wcześniej to nie kobiety były głównym obiektem, który należało upiększać w oczach odbiorców…
Retuszowanie jest zdaje się najbardziej powszechną i jednocześnie najmniej spektakularną formą manipulacji, nie będę poświęcać jej zatem więcej miejsca, ponieważ zetkniecie się z przykładami na każdym kroku. Zdajecie sobie także zapewne sprawę, że nasze babcie, prababcie, które na zdjęciach mają gładkie niczym niemowlęta cery, pozbawione wszelkich niedoskonałości, wyraziste brwi itd. niekoniecznie tak wyglądały – swój wygląd zawdzięczają retuszerom ślęczącym nad negatywami z ołóweczkiem i mozolnie poprawiającym to i owo…
Metafory i podświadomość
W XX wieku fotografia na dobre ugruntowała swoją pozycję zarówno jako nauka, jak i sztuka. Na dobre zaczęła prowadzić dialog z malarstwem, rzeźbą, architekturą, filmem, reklamą, poezją. Czasem konkurowała z powieścią społeczną i obyczajową, dokumentując i katalogując życie oraz rzeczywistość. Ocierała się nawet o nauki ścisłe i przyrodnicze. Jednak jak wielokrotnie powtarzałam w tym artykule artystą nie czyni człowieka naśladowanie. Już nauczyciele akademiccy powtarzali, że wprawdzie sztuki można się nauczyć, ale trzeba mieć dobre inspiracje i umieć poprawiać naturę. Wassily Kandinsky uważał, że totalne dzieło sztuki to takie, które będzie wyrazem pierwiastka duchowego.
Fotografia dostarcza nam szeroki wachlarz środków formalnych i ekspresji dzięki czemu możemy za jej pomocą wkraczać w rejony sztuki, w tym także abstrakcji. Po fotografiach z XIX wieku, których celem było zrównać się z malarstwem i pokonać wszelkie ograniczenia w odwzorowaniu rzeczywistości, XX wiek stał się czasem, ukazywania dzięki fotografii tego, co podświadome. Bodźce wizualne i cele estetyczne ustępowały miejsca manifestowaniu siebie. Dla przykładu Laszlo Moholy-Nagy swoimi fotograficznymi kolażami zmierzał w kierunku poezji („Pomiędzy niebem a ziemią II” 1926), fotografia stała się jego medium do prezentowania w metaforyczny sposób własnego światopoglądu.
Poniżej prezentuję Wam jedne z najbardziej surrealistycznych prac sprzed ery cyfryzacji, jakie znam.
Stworzenie w 1988 przez Thomasa i Johna Knolla Photoshopa i rozwijanie jego narzędzi z każdym rokiem coraz bardziej, znacznie ułatwiło sprawę manipulowania fotografowaną rzeczywistością, ale motywacje pozostawały takie same jak przed ponad stu laty, w początkach fotografowania czyli: upiększanie, poprawianie, ukazywanie tego co niemożliwe, sztuka, propaganda i rozrywka.
Mia Fineman, kuratorka wystawy „Faking It: Manipulated Photography Before Photoshop” zorganizowanej w National Gallery of Art w Waszyngtonie, zapytana, „jak era cyfrowa wpłynęła na stosunek fotografii do prawdy?” odpowiedziała „Otóż po trzech latach badań, których kulminacją jest ta wystawa, moja odpowiedź brzmi: wcale nie tak bardzo.” (cyt. za: „Newsweek”)
Wydaje mi się, że dziś najważniejszy jest cel manipulowania – prawda nie musi być prawdą, jeśli nie będąc nią, nie wmawia się nam, że nią jest – jeśli jest manifestem artystycznym, wyrazem wyobraźni artysty, czy jego światopoglądu, lub chęcią ukazania świata takiego, jaki artysta chciał widzieć. Prawda nie musi być prawdą, jeśli jest Sztuką. Oby eksperymentatorom przyświecała myśl Mallarme’a: „Nazwać obiekt to pozbawić go dwóch trzecich przyjemności możliwej do odnalezienia w wierszu. Zasugerować go – oto jest marzenie”.
Na deser chciałabym Wam pokazać kilka bardzo interesujących w mojej ocenie prac współcześnie żyjącej artystki Ani Bodnar.
Komentarze
Majki:
Dużo wysiłku i czasu włożyłaś w wyszperanie tych newsów i smaczków, bardzo fajny artykuł, dziękuję :)